niedziela, 31 marca 2013

Kiedyś ...

Na wstępie pragnę donieść, że w sekundzie, w której po 1:59 przyszła 3:00 nic spektakularnego się nie wydarzyło. Może nie zauważyłam, bo siedzę sobie po ciemku i wspominam ...
 
Kiedyś zawsze Święta Wielkanocne spędzaliśmy u Dziadków na wsi. Atrakcji tam było co niemiara.
 
Do Dziadków jechało się skoro świt, tuż po mszy rezurekcyjnej o 6 rano. Na kuchni z kafelkowym piecem albo na małym piecyku "kozie" "dochodził" biały barszczyk, który Mama "dosmaczała" chrzanem i pieprzem. Do barszczyku były jaja o bardzo żółtych żółtkach. Jadło się też pachnące lasem własnego wyrobu mięsiwa. Siedzieliśmy dookoła stołu. Dzieci na łóżkach. Zmęczone porannym wstawaniem i podróżą, jadłyśmy a potem "bach" do tyłu i spałyśmy, i tak na okrągło.
 
Po serniczku Mamy chodziło się na długi spacer na łąki, pola, do lasu. Ziemia była jeszcze zmarznięta i mokra po zimie. Ale w lesie czasem już stąpało się po kobiercu pierwszych kwiatuszków. Na spacer ten mówiło się, że idziemy na "mełus". Co oczywiście pochodziło od podróży Apostołów, po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, do wioski Emaus, w której to podróży przyłączył się do nich Jezus.
 
W domu Dziadków zawsze pełno było zwierząt. W Święta Wielkanocne mnóstwo kurczaczków w wielkim pudle pod ciepłą lampą. I śliczne małe kotki, które bawiły się z nami, a potem spałyśmy przytulone do ich ciepłych futerek na tych ogromniastych łóżkach. Lubiłam te nasze Święta ...
 
Obyśmy te, które mamy teraz także zapamiętali jako najpiękniejsze. Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
 
 
 
 
 
 
zdjęcie ze strony: http://www.tapetus.pl

1 komentarz: