Karnawał się skończył. Wierzcie lub nie, ale w tym roku Mój Największy Skarb, mimo, że ledwie odrósł od ziemi, huczniej go świętował niż ja.
Mój Największy Skarb bawił się na ten przykład na balu karnawałowym. Dopiero co nauczyła się jako tako mówić, a już ciągle zaskakuje mnie śmiałymi opiniami, celnymi ripostami i oczywiście bardzo stanowczym "nie" na każdą okazję.
Zapytana w czym chciałaby wystąpić na balu karnawałowym jednym tchem, bez wahania zażyczyła sobie "różowej sukni księżniczki". Hmm, bardzo oryginalnie ... Przyznam, że bycie mamą dziewczynki to ciągłe dylematy, ale też mnóstwo uciech.
Czekając rano na autobus przeglądam sobie newsy - kiosk na przystanku za jedną szybą ma najnowsze wydania gazetek z serii kto z kim i dlaczego, a za drugą szybą plastikowo - brokatowy dziecięcy miszmasz. I na tej oto szybie jakiś aktywista przykleił duży napis: "Nie wychowujcie dziewczynek na kretynki".
Zrobiłam mały rachunek sumienia. Co prawda nie tylko z mojej winy, bo przyczyniła się do tego cała rodzina, ale Mój Największy Skarb ma już prawdziwy arsenał "seksistowskich", "umacniających stereotypy" zabawek. Są dzidziusie z całym oprzyrządowaniem i wózeczkami, wyfiokowane lale i królewny, odkurzacz, kuchnia i książeczka o tym, jak się piecze ciasteczka. Nawet klocki mają różowo - pastelowe kolory. Nic na to nie poradzę - takimi zabawkami Mój Największy Skarb lubi bawić się najbardziej. I naprawdę nie zachęcam jej specjalnie do tego. Widzi, że mama krząta się w kuchni i od razu biegnie do swojej zmywać naczynia.
Ile radości przysparza mi dobieranie jej różowiastych, falbaniastych kreacji i to, jak od razu śpieszy krygować się przed lustrem - to oddzielny temat.
Śmiało podeszłam więc do operacji "księżniczka na balu". Zainwestowałam w suknię z allegro (10 zł) i ją nieco podrasowałam. Do pasująscej opaski doszyłam własnoręcznie stworzony (z dwóch metrów i dwóch kolorów wstążki za kilka złotych i koralika) piękny kwiat. Jestem bardzo dumna z efektu (no i z siebie), bo Mój Największy Skarb wyglądał olśniewająco (i okazuje się, że zyskał nowych adoratorów).
Czy to oznacza, że jestem na prostej drodze do wychowania słodkiej "niezgraboty intelektualnej". O nie! Zrobię wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Może jeszcze nie do końca wiem jak, ale wiem, że mogę liczyć na Mężczyznę Mojego Życia. Widzę, że tak jak ja świetnie bawię się budując domki dla lal i tefiąc im włosy, tak on z lubością konstruuje z Naszym Największym Skarbem wieże i pojazdy i montuje meble z Ikei. Jednym z jego pierwszych sposobów uśpienia Skarbeczka było głośne obliczanie ile dokładnie razy jesteśmy od Skarbeczka starsi :-)
Co prawda także nosi ją na rękach właśnie jak małą księżniczkę, ale podobno to miłość ojca sprawia, że dziewczynka wyrasta na pewną siebie, silną kobietę.
Pewnie z różu prędko wyrośnie, kiedyś z pewnością stwierdzi też, że odkurzanie i zmywanie to nie jest wcale taka super zabawa, ale chyba marzenie o tym, żeby ktoś nosił ją na rękach będzie jej towarzyszyć przez całe życie :-) Dlatego wcale nie życzę jej, żeby spotkała księcia. Wolałabym jakąś fajną kombinację Szewczyka Dratewki, Sindbada i Pomysłowego Dobromira :-)
Zrobiłam mały rachunek sumienia. Co prawda nie tylko z mojej winy, bo przyczyniła się do tego cała rodzina, ale Mój Największy Skarb ma już prawdziwy arsenał "seksistowskich", "umacniających stereotypy" zabawek. Są dzidziusie z całym oprzyrządowaniem i wózeczkami, wyfiokowane lale i królewny, odkurzacz, kuchnia i książeczka o tym, jak się piecze ciasteczka. Nawet klocki mają różowo - pastelowe kolory. Nic na to nie poradzę - takimi zabawkami Mój Największy Skarb lubi bawić się najbardziej. I naprawdę nie zachęcam jej specjalnie do tego. Widzi, że mama krząta się w kuchni i od razu biegnie do swojej zmywać naczynia.
Ile radości przysparza mi dobieranie jej różowiastych, falbaniastych kreacji i to, jak od razu śpieszy krygować się przed lustrem - to oddzielny temat.
Śmiało podeszłam więc do operacji "księżniczka na balu". Zainwestowałam w suknię z allegro (10 zł) i ją nieco podrasowałam. Do pasująscej opaski doszyłam własnoręcznie stworzony (z dwóch metrów i dwóch kolorów wstążki za kilka złotych i koralika) piękny kwiat. Jestem bardzo dumna z efektu (no i z siebie), bo Mój Największy Skarb wyglądał olśniewająco (i okazuje się, że zyskał nowych adoratorów).
Czy to oznacza, że jestem na prostej drodze do wychowania słodkiej "niezgraboty intelektualnej". O nie! Zrobię wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Może jeszcze nie do końca wiem jak, ale wiem, że mogę liczyć na Mężczyznę Mojego Życia. Widzę, że tak jak ja świetnie bawię się budując domki dla lal i tefiąc im włosy, tak on z lubością konstruuje z Naszym Największym Skarbem wieże i pojazdy i montuje meble z Ikei. Jednym z jego pierwszych sposobów uśpienia Skarbeczka było głośne obliczanie ile dokładnie razy jesteśmy od Skarbeczka starsi :-)
Co prawda także nosi ją na rękach właśnie jak małą księżniczkę, ale podobno to miłość ojca sprawia, że dziewczynka wyrasta na pewną siebie, silną kobietę.
Pewnie z różu prędko wyrośnie, kiedyś z pewnością stwierdzi też, że odkurzanie i zmywanie to nie jest wcale taka super zabawa, ale chyba marzenie o tym, żeby ktoś nosił ją na rękach będzie jej towarzyszyć przez całe życie :-) Dlatego wcale nie życzę jej, żeby spotkała księcia. Wolałabym jakąś fajną kombinację Szewczyka Dratewki, Sindbada i Pomysłowego Dobromira :-)
dzieło mych rąk, powód do dumy
zdjęcie ze strony: http://swiat-zabawek24.pl/stroj-karnawalowy-rozowa-ksiezniczka.html
zdjęcie ze strony: http://alejka.pl/sukienka-ksiezniczki-rozowa-5-7-lat.html
zdjęcie ze strony: http://www.imprezarodzinna.pl/zdjecie/slubiwesele/slub-na-rozowo/312/4461
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz