niedziela, 20 stycznia 2013

Kto lubi chorować?

Chyba wszystkie bakterie i wirusy wędrujące sobie ostatnio ochoczo po okolicy, z rąk do rąk, z ust do ust, uwzięły się na naszą rodzinę. Najpierw zatoczyły kółeczko, i wszystkich po kolei położyły do łóżeczka. I już się cieszyłam, że wyszliśmy z tego jako tako, kiedy postanowiły zaszczycić nas drugą kolejką. Szczęście w nieszczęściu, że są to chyba takie nasze, zwykłe, swojskie zarazy, a nie te z pierwszych stron gazet.
 
Ponieważ byłam wyjątkowo odpornym na zarazy dzieckiem - rzadko bo rzadko - ale z pewną lubością poddawałam się chorobie. Odporność tą zawdzięczałam chyba wiecznie zapowietrzonym grzejnikom w łazience, a może także kilku swoim szaleństwom. Tak bardzo chciałam pochorować, że raz w największy mróz postanowiłam poczytać książkę siedząc z gołymi stopami w śniegu, a innym razem wystawiłam świeżo umytą łepetynę za okno (przeciskając ją przez ciasny lufcik :-). No, ale byłam wtedy w tym trudnym wieku, miałam bowiem lat naście. O tak, lubiłam celebrować te rzadkie chwile, kiedy byłam usprawiedliwiona od wszelkich obowiązków, mogłam poleżeć, poczytać i dać się rozpieszczać. Ale byłam wtedy pod opiekunczymi skrzydłami Rodziców.
 
Teraz, kurcze, nie choruje mi się już tak przyjemnie. Po pierwsze: w słabym ciele słaby duch, czyli totalnie siada mi nastrój. I nagle wszystko widzę w ciemnych kolorach, i wydaje mi się, że tak już będzie zawsze. Po drugie: trudno cieszyć się, że przez tydzień nie muszę chodzić do pracy, kiedy wiem, że i tak moja "robota" zaczeka tam na mnie i na to, kiedy się za nią zabiorę. Po trzecie: Mój Największy Skarb nie rozumie, że mama jest chora. Czy którejś z obecnych tu mam udało się poleżeć w czasie przeziębienia? Ja usiłowałam, ale szybko się poddałam - po leżącej mamie łatwiej skakać, niż po mamie siedzącej, krzątającej się lub gotującej zupkę. Po czwarte: nie wiem, czy te zarazy teraz bardziej zjadliwe, czy my jednak z wiekiem słabsi, bo czułam się tak strasznie zwiędnięta i sponiewierana ... Nikomu nie życzę!
 
Już zaczęłam podejrzewać ten całkiem nowy 2013 rok o to, że może niestety okazać się pechowy. Jednak przytomnie zajrzałam do kalendarza sprzed roku i okazało się, że wtedy też gościły u nas zarazy. Przypomniałam też sobie, że moja znajoma mama (już rutynowo) na wczesną wiosnę przekłada imprezę urodzinową synka (urodzonego na poczatku lutego). Zbyt wiele razy okazywało się, że zaraza znokautowała niemal wszystkich zaproszonych gości.
 
Byle wytrzymać do wiosny! Na szczęście do jackpot już przyszła! Dla poprawy nastroju prześliczna, wiosenna sukieneczka Trinity jackpot (459 zł). Nie cierpię tych zdjęć bezgłowych modelek. Nie są kapitalne, są zdekapitalizowane. Cóż - jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma ... Ale Trinity jednakowoż fajna - taka zabawna, taka lekka, taka retro.
 
Tym, którzy nie chorują, życzę niesłabnącego zdrówka. A tym, których zmogło - żeby się przyjemnie chorowało. Żeby znalazł się ktoś, kto Was porozpieszcza!
 
Sukienka Trinity
 
 zdjęcie ze strony: http://www.jackpotshop.com 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz