niedziela, 20 maja 2012

Czego nam trzeba do szczęścia

Trudno mi zgodzić się z twierdzeniem, że "od przybytku głowa nie boli", kiedy w amoku szukam miejsca w szafie, w którym mogłabym upchnąć kolejną parę butów.

Już w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku Agnieszka Osiecka napisała, a Elżbieta Czyżewska, Daniel Olbrychski i Bohdan Łazuka wyśpiewali (w piosence "Tak bardzo się zmienił świat" z filmu "Małżeństwo z rozsądku" z 1966 r.):
"Dziś bardzo się zmienił świat, bo mamy już system rat - każdy wie, że może być tak.
Może mówię czasami od rzeczy, lecz uważaj żeby nas nie zjadły rzeczy.
W dawnych czasach wszak bywały takie gafy, że człek świata nie dostrzegał zza swej szafy.
My nadziei nie stracimy przez byle co, wszak wiadomo, że te rzeczy się rozlecą."

Tak to już jest we współczesnym świecie, że - stety lub niestety - szybko obrastamy w piórka. Po wyprowadzce od rodziców cały mój dobytek mieścił się w jednej czarnej torbie. I wydawało mi się wtedy, że mam wszystko, czego mi tylko trzeba do szczęścia. Byłam zaskoczona, kiedy kilka lat później do kolejnej przeprowadzki potrzebowałam już pomocy kolegi z przyczepką. Teraz nie obyło by się chyba bez ciężarówki.

Jak to jest, że w innych częściach świata ludziom do życia wystarcza skrawek tkaniny i wiadro. A nam ciągle czegoś brakuje. Ja w pogoni za jedną sukienką zjechałam kiedyś pół miasta. Do dziś jej nie włożyłam. Chyba wtedy już tak się nakręciłam, że muszę ją mieć, że zupełnie bezkrytycznie podeszłam do tego zakupu.

Miłość Mojego Życia patrzy na temat z męskiego punktu widzenia. Sytuacja na zakupach:
ja podekscytowana: - Zobacz, zobacz, Misiu, jaka piękna bluzeczka! Chyba sobie kupię ...
Miłość Mojego Życia - autentycznie zdziwiony: - Przecież jedną już masz.

Na domiar złego jestem sentymentalna - bardzo sobie cenię pamiątki z minionych lat i przywiązuję się do rzeczy. No bo jak tu wyrzucić paragon z Burger Kinga z jednej z  pierwszych randek z Miłością Mojego Życia. (Dziś to zabrzmi śmieszne, ale w zamierzchłych latach 90-tych pierwszy Burger King wydawał się nam wręcz ekskluzywnym miejscem!) Już parę razy bezskutecznie przymierzałam się do wyrzucenia mojej tak ulubionej, że już dziurawej, białej bluzki jackpot. Czwarty rok trzymam w szafie rozdartą czarną spódnicę jackpot, nie chcąc pogodzić się z tym, że już jej nie odratuję.

Koleżanka kiedyś poradziła mi, jak bezboleśnie wyrzucić niepotrzebne rzeczy, z którymi z jakichś powodów trudno się rozstać. Zamykasz je w pudełku, oklejasz taśmą. Jeżeli w ciągu roku nie otworzysz pudełka, wyrzucasz je bez otwierania, ponieważ widocznie wcale nie potrzebujesz rzeczy w nim zamkniętych.

Imponuje mi argentyński sposób archiwizacji dokumentów - w sylwestra urzędnicy po prostu wyrzucają przez okna na ulicę papierzyska z ostatniego roku. (Ale co by na to powiedział nasz Urząd Skarbowy!)

Na szczęście teraz stosy notatek i dokumentów zastąpił laptop i dostęp do internetu.

Oryginalny sposób na walkę z konsumpcjonizmem znaleźli freeganie. Nie z biedy, ale z przekonania jedzą tylko to, co znajdą na śmietniku. Dają "drugą szansę" wyrzuconemu jedzeniu. (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,11731309.html)

Ja nie posunęłabym się chyba tak daleko, ale dojrzałam do przemyślanych zakupów. Nie lubię kupować "byle czego", "byle jak" i "na chwilę". Wkurza mnie, że większość producentów stawia na ilość, nie na jakość. Chcę, żeby rzeczy w mojej szafie pasowały nie tylko do mnie, ale też do siebie. Żeby można z nich było tworzyć nieskończenie wiele kombinacji. Dlatego inwestuję w markę jackpot. W rezultacie otwierając szafę zawsze mam co na siebie włożyć. Lubię każde z moich ubrań. Na zakupach często stwierdzam, że coś nowego - co mnie kusi - nie jest tak ładne jak stary przyjaciel czekający w mojej szafie. Staram się też trzymać zasady: "zamiast zmieniać garderobę, zmień siebie". Kiedy więc przytyję kilka kilogramów, nie zaczynam kupować w panice ubrań w większym rozmiarze, ale biorę się za siebie, tak żeby wrócić do starego rozmiaru i starych "przyjaciół". Dlatego pewnie tak trudno mi się z nimi rozstać ...

Czas wiosennych porządków i odświeżania garderoby trwa, więc może warto zastanowić się nad zrobieniem miejsca w szafie dla nowości. Przypominam, że możecie znaleźć nowe właścicielki niepotrzebnych Wam już ubrań jackpot w zakładce "Komu komu?!". Wystarczy wysłać do mnie emaila w tej sprawie ze zdjęciem i opisem przedmiotu na adres: oaknetgirl@gmail.com.

Amerykanie regularnie i bez sentymentów pozbywają się zbędnych rzeczy, wystawiając je po prostu na sprzedaż na podwórku, czy chodniku przed własnym garażem. Coraz częściej słyszę o wyprzedażach "garażowych" także w Polsce. 20 maja 2012 r.  wielka garażowa wyprzedaż odbędzie się na warszawskim Tarchominie w Szkole Podstawowej nr 314 im. Przyjaciół Ziemi - zapraszają Mamusiowe TargOFFisko wraz z Mamusiowym GarażOFFiskiem. Hasło imprezy: Sprzątnij Tomku w swoim domku :)  (http://pl-pl.facebook.com/events/127803554019898/)

Wyprzedaż garażową zorganizowała też aktorka Julia Pietrucha, która zapewne mieszkając w  Stanach Zjednoczonych przyswoiła sobie ten sposób wymiany rzeczy i nawiązywania dobrosąsiedzkich stosunków.



zdjęcia ze strony: http://www.kozaczek.pl/plotka.php?id=31028

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz